Sum ergo sum?

Pośród marów i koszmarów
W mojej głowie czasem gości,
Niepoprawny w każdym względzie,
Harmider osobowości.

Plącze myśli, miesza słowa,
Gmatwa sny z rzeczywistością.
Nie pozwala tchu nasycić
Szaroczystą normalnością.

Zmienia formy i znaczenia,
Wplata barwy gdzie ich nie ma
Przywołując stado szaleństw
Wszystkimi łapami trzema.



Gdy zmęczony swą zabawą
Przymyka ślepia z uśmiechem
Mogę, przez czas nieuchwytny,
Delektować się oddechem.

Fake

Życie z plastiku
Schowane w słoiku.
Sukienki różowe,
Światła kolorowe.
Tłumy na sali,
Amanci w oddali.
Wszyscy na skinienie,
Blaski oraz cienie.

I w kąt wepchnięty, pełen trudów i wad,
Realnością piękny, rzeczywisty świat.

Bezwonne dni bezwenne

Nadchodzi taki czas
Gdy wena ulata
Skrzydłami codzienności
Hen poza kraj świata

I zamin się spostrzeżesz
Poeto Szalony
Stajesz się Człowiekiem
Szarością znaczonym

Komu dziś bije dzwon

Polne kwiaty
Na bezdrożach
Niepotrzebne już nikomu
Barwą płatków
Zdobią groby
Tych co już nie słyszą dzwonu

Miasto niepamięci

W moim mieście niepamięci
Spaceruję uliczkami.
O bruk dobrych szczerych chęci,
Stukam kopyt obcasami.

W moim mieście niepamięci
Są sami zwyczajni ludzie.
Wyginęli wszyscy święci,
Wytępieni w wielkim trudzie.

W moim mieście niepamięci
Nikt nie mieszka bez przyczyny.
Wszyscy tutaj są przeklęci.
Z winą, albo i bez winy.

W moim mieście niepamięci
Boga nikt już nie pamięta.
Na idiotów wystrychnięci
Zniszczyliśmy wszystkie święta.

W moim mieście niepamięci
Dni płyną szarymi strugami.
Ludzie z marzeń swych wyschnięci
Palą dziecinnymi snami.

W moim mieście niepamięci
Nikt nie żyje z własnej woli.
Zapomniani i zaschnięci,
Wolni w klatce swej niewoli.

. . .

Gdy poranne wstają zorze,
Tam gdzie diabeł ma swe łoże,
Świat na chwilę się przemienia.
W marzenia.

Starzy wojownicy

Pogodzeni z życiem, losem i śmiercią
Trwają nie wadząc nikomu.
Słuchając ciszy.
Z uśmiechem.