. . .

Obudziłem się wśród nocy.
Zatrząsły się klatki pręty.
Ktoś gdzieś grzebie w moim lesie.
Ktoś narusza me odmęty

Ładu, składu, nieporządku,
Grobów młodzieńczego buntu,
Kurhanów dziecięcych marzeń.
Szuka tam miękkiego gruntu,

By móc jeszcze głębiej kopać.
By rozgarniać lęków grudki.
By wyłamać pragnień bramy.
By zakopać swoje smutki.

Melancholia

Samotny morderca
Wyrusza o świcie,
By tuż przed północą
Odebrać twe życie.
By ukraść twe sny.
I twoje marzenia.
By wyssać twą chęć
Dalszego istnienia.
Zabierze zapachy
I barwy twej duszy.
Zostawi samotność
Nim dalej wyruszy.

Ogień

Bez ciała
Bez duszy
Bez sensu
I celu

Przez wielu niechciany
Wzgardzony przez wielu

Bez żalu
Bez trwogi
Bez cienia
I blasku

Sam sobie istnieniem
Wśród niemych oklasków

Astronomnia

Dwie gwiazdy.
Dwie galaktyki.
Więźniowie szaleńczego pędu
Kosmicznej epileptyki.

Dwa księżyce.
Dwa słońca.
W pogoń nocy za dniem
Wplecione od końca bez końca.

Dwa światy.
Dwa istnienia.
Przeklęte wepchnięte w świat słów
Nie do wypowiedzenia.

... k***a!! ...

Co mówisz przyjacielu,
Trafiając głową w mur…
Gdy uszy twoje rani
Konsumpcjonizmu chór …

Co mówisz przyjacielu,
Gdy widzisz to co ja …
Czy z oczu twoich płynie
Choć jedna krwawa łza …

Co mówisz przyjacielu,
Kiedy brakuje słów …
Kiedy brakuje marzeń …
Kiedy nie ma już snów …