Gdy poranne wstają zorze,
Tam gdzie diabeł ma swe łoże,
Świat na chwilę się przemienia.
W marzenia.
(bez tytułu)
Zasnąć…
I nie śniąc tak trwać
Jakby nie istniało nic
Jakby nie musieć się bać
By nie mieć nikogo
Nie mając niczego
Tak zasnąć i trwać…
Niezależnie od wszystkiego
I nie śniąc tak trwać
Jakby nie istniało nic
Jakby nie musieć się bać
By nie mieć nikogo
Nie mając niczego
Tak zasnąć i trwać…
Niezależnie od wszystkiego
Przepis na szczęśliwe życie
Odrobina samotności,
Ziarnko, albo dwa, goryczy,
Gar radości, szczypta złości,
smutku igieł tuzin zniczy.
Wszystko dusić pod przykryciem,
Regulując serca żarem,
Aby wyszło znakomicie,
Choć bez planu było wcale.
Ziarnko, albo dwa, goryczy,
Gar radości, szczypta złości,
smutku igieł tuzin zniczy.
Wszystko dusić pod przykryciem,
Regulując serca żarem,
Aby wyszło znakomicie,
Choć bez planu było wcale.
Natura wszechrzeczy
Nie czarujmy się kochanie.
Co stać ma się, to się stanie.
Bez przyczyny. I bez żalu.
Metodycznie. Cal po calu.
Ani złego. Ni dobrego.
Czemu? Kiedy? Jak? Dlaczego?
Ot poprostu. Bez powodu.
. . .
I to koniec już wywodu.
Co stać ma się, to się stanie.
Bez przyczyny. I bez żalu.
Metodycznie. Cal po calu.
Ani złego. Ni dobrego.
Czemu? Kiedy? Jak? Dlaczego?
Ot poprostu. Bez powodu.
. . .
I to koniec już wywodu.
Carpe... diem, noctem, vitae
Nie bać się śmierci,
To nie bać się życia.
Widzieć piękno w sobie.
Mieć nic do ukrycia.
Korzystać z okazji.
Nie stronić od złości.
Nie myśleć trzy razy.
Całować z miłości.
Być świadomym siebie
W każdym jednym calu.
I popełniać błędy.
Bez troski. Bez żalu.
To nie bać się życia.
Widzieć piękno w sobie.
Mieć nic do ukrycia.
Korzystać z okazji.
Nie stronić od złości.
Nie myśleć trzy razy.
Całować z miłości.
Być świadomym siebie
W każdym jednym calu.
I popełniać błędy.
Bez troski. Bez żalu.
Szwacz
Stojąc w ciszy niemych ścian,
Na uboczu codzienności,
Zmywam krew ze świeżych ran
Zszytych nićmi dawnej złości.
Wcieram soli kilogramy,
By czuć ból, a nie czuć życia.
Każdy szew przybliża tam,
Gdzie nie słychać bycia wycia.
Rany, blizny i posoka.
Gnilny odór zapomnienia.
Niewidzące bielmo oka
Patrzy... choć to nic nie zmienia.
Na uboczu codzienności,
Zmywam krew ze świeżych ran
Zszytych nićmi dawnej złości.
Wcieram soli kilogramy,
By czuć ból, a nie czuć życia.
Każdy szew przybliża tam,
Gdzie nie słychać bycia wycia.
Rany, blizny i posoka.
Gnilny odór zapomnienia.
Niewidzące bielmo oka
Patrzy... choć to nic nie zmienia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)